Projekty Domów
NIEOCZYWISTE DZIEŁA LUDWIKA WOJTYCZKI
17.01.2023
NIEOCZYWISTE DZIEŁA LUDWIKA WOJTYCZKI
tekst: Jolanta Juszczak
fotografie: Leszek Kalandyk

Szkoła Krakowska była bez wątpienia pierwszą w  Polsce szerzej znaną grupą architektów tworzącą spójne  środowisko autorskie, połączone wspólnymi ideami twórczymi, preferowanymi stylami i  – last, but not least – obszarem najintensywniejszej działalności. Takie nazwiska jak Tadeusz Stryjeński, Franciszek Mączyński, Józef Sare, czy Adolf Szyszko- -Bohusz na trwałe weszły do historii polskiej sztuki. Nieco mniej znanym przedstawicielem Szkoły Krakowskiej był Ludwik Wojtyczko, którego nazwisko rzadko jest wymieniane jednym tchem z  najsłynniejszymi jej reprezentantami. Chyba niezasłużenie, gdyż był to jeden z  tych wybitnych architektów, który może nie pozostawił po  sobie jakiegoś konkretnego opus magnum, ale został autorem szeregu inspirujących dziel, które widuje się na  co dzień i  które przez sam fakt swojego istnienia skutecznie kształtują od  pokoleń zarówno przestrzeń miast, jak i  gust odbiorców.

Secesja po młodopolsku

    Życiorys Ludwika Wojtyczki nie odznaczał się szczególną oryginalnością na  tle współczesnych mu architektów polskich. Urodzony w 1874 i wcześnie osierocony przez ojca, wybór drogi życiowej oraz przygotowanie do niej zawdzięczał przychylności i zamożności ojczyma – znanego krakowskiego kupca i  przedsiębiorcy Józefa Oleńskiego. Jeszcze jako stosunkowo młody człowiek Wojtyczko ukończył krakowską Wyższą Szkołę Przemysłową i  zyskał uprawnienia majstra oraz inżyniera budowlanego, a  następnie odbył studia na  Akademii Sztuk Pięknych. Już w  1905  świeżo upieczony architekt, po  praktykach u  czołowych przedstawicieli tej sztuki w Krakowie, stał się właścicielem własnej firmy budowlanej. Wyborowi tej drogi pozostał wierny do  końca życia, choć fakt, że musiał dzielić czas między projektowanie a  zarządzanie „interesem” zapewne wpłynęło na  to, że nie zostawił po  sobie jako architekt spuścizny tak bogatej, jak wielu jego rówieśników i  współpracowników. Z  drugiej strony, jak ponoć sam mawiał: jako budowlaniec nigdy nie musiał kłócić się o szczegóły z projektantem, a jako architekt nie musiał narzekać na wykonawcę…

Przełom  XIX  i  XX  wieku w  Krakowie był okresem wielkiego fermentu artystycznego na  wielu polach, związanego z szeroko pojętymi ideami Młodej Polski. Nowe idee nie ominęły oczywiście i środowiska architektonicznego. W  1901 roku powstało Towarzystwo Polska Sztuka Stosowana, pod  nieformalnym przewodnictwem Stanisława Wyspiańskiego, Jerzego Warchałowskiego i  Stanisława Witkiewicza, które miało na celu upowszechnienie idei nowej estetyki w  epoce modernistycznej. Wojtyczko z  entuzjazmem zaangażował się w  jego działalność, widząc w  tym szansę także na  własny rozwój zawodowy. Zaowocowało to jego pierwszymi istotnymi realizacjami  – wystrojem części wnętrz Teatru Starego i apartamentów prezydenta Krakowa. Aranżacja wnętrz pozostała zresztą potem jedną z  najważniejszych gałęzi jego działalności i na tym polu odnosił największe profesjonalne sukcesy.

Mało który architekt ma szansę zacząć karierę od budynku, który prawdopodobnie widział – choć niekoniecznie świadomie  – każdy człowiek w  Polsce. Ludwik Wojtyczko dostał taką szansę i  z  niej skorzystał – w 1906 odniósł zwycięstwo w  konkursie na  przebudowę średniowiecznej kamienicy na  Placu Mariacki  9 w  Krakowie, stojącej w  odległości kilkudziesięciu metrów od  kościoła Mariackiego i widocznej na praktycznie każdym jego zdjęciu. Przebudowa  – a  właściwie wyburzenie i  odbudowa od  początku  – sfinansowana była przez bogatego kupca krakowskiego Celestyna Czynciela. Wojtyczko, projektując na  jego zlecenie elewację budynku, zdecydował się na  swój własny styl, po  części inspirowany ideami secesji i  nadchodzącego modernizmu, a po części podpatrzony u słynnego Teodora Talowskiego, którego w tamtym okresie był wielkim admiratorem. Dom łączył w  sobie zarówno nowoczesność, symbolizowaną przez wielkie okna wystawowe sklepów w  parterze, z  nawiązującą do renesansowej zabudowy Rynku attyką, a  przy tym został ozdobiony specyficzną dla Wojtyczki dekoracją z  motywami nawiązującymi do Podhala. Realizacja budynku, ze względu na jego prestiżową lokalizację, była przedmiotem wielkiego zainteresowania opinii publicznej, której ostateczny osąd nie był jednoznaczny. Krytykowano przede wszystkim „obcą” dla kontekstu nowoczesną formę, doceniając zarazem jakość profesjonalną projektu. Dziś, gdy patrzymy na ten budynek, może trochę trudno zrozumieć, dlaczego wywoływał takie kontrowersje, ale pamiętajmy, że w konserwatywnym Krakowie były to jeszcze czasy pani Anieli Dulskiej… Tak czy inaczej, ten wielki debiut architektoniczny spowodował, że Ludwik Wojtyczko zaczął być zauważanym i cenionym twórcą, co przekładało się także na inne aspekty jego życia. Krakowski Rynek Główny pozostał dla niego miejscem w  pewnym sensie szczęśliwym  – samodzielnie lub wraz ze swoim długoletnim współpracownikiem Kazimierzem Wyczyńskim, Wojtyczko ma „na koncie” zawodowym aż sześć realizacji w tym najważniejszym miejscu miasta (a może i kraju), w tym restaurację najstarszego znanego budynku przyrynkowego – Kamienicy Szarej (Rynek Główny  6), przebudowę Pałacu Spiskiego (w którym architekt prowadził swoje biuro aż do 1939 roku) oraz prestiżowy budynek Banku Przemysłowego, wzniesiony w latach 1911-1913 i pełniący swoją funkcję do dzisiaj. W wieku niewiele ponad  30 lat został wykładowcą Wyższej Szkoły Przemysłowej  – i  pracy dydaktycznej ze studentami pozostał potem wierny niemal do końca życia – oraz objął redakcję w  prestiżowym miesięczniku „Architekt”.

Wojtyczko chodził jako projektant swoimi drogami i  jego pierwsze dzieła trudno pomylić z  realizacjami innych architektów. Z  okresu przed  I  wojną  światową najbardziej chyba charakterystycznym tego przykładem jest budynek zakładu witraży przy  Al. Krasińskiego  23 w  Krakowie, który do  dziś pełni swoją oryginalną rolę. Nie da się go wręcz zaklasyfikować do konkretnej kategorii estetycznej  –  łączy w  sobie zarówno schyłkową już wtedy nieco secesję z  wielkimi przeszkleniami charakterystycznymi dla epoki modernistycznej, a  wszystko to wzbogacone wieloma świadomie historyzującymi detalami. Inna ważna realizacja Wojtyczki z  tamtego etapu, czyli pawilon wystawowy przy  Oleandrach, niestety nie zachował się do  dziś, ale plany i  ikonografia pozwalają widzieć w nim wpływy nowych prądów estetycznych, którym Wojtyczko poddał się niedługo później. Wybuch wojny przeszkodził też realizacji zwycięskiego projektu Wojtyczki i  Wyczyńskiego w  konkursie na  nowy budynek Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, w przypadku którego autorom udało się sprawnie połączyć funkcjonalność wnętrz z monumentalną, historyzującą formą opartą na  wzorcach klasycznych.
Dworki po swojsku
    Odzyskanie niepodległości przez Polskę, zbiegło się z  końcem służby wojskowej Ludwika Wojtyczki (był zmobilizowany w  1914 roku jako oficer inżynieryjny do  armii Austro-Węgierskiej). Ubogie powojenne lata nie rozpieszczały ani architektów, ani przedsiębiorców budowlanych, stąd w tamtym okresie Wojtyczko podejmował się nie tylko wielkich projektów, ale i  zleceń w  rodzaju aranżacji wnętrz mieszkalnych dla swoich znajomych, czy projektowaniu oraz wykonywaniu gablot reklamowych, a nawet nagrobków… Renoma Wojtyczki była jednak na tyle duża, że stosunkowo szybko odnaleźli się i nowi zleceniodawcy.

Okres lat dwudziestych ubiegłego wieku był dla polskiej architektury czasem poszukiwania nowych form wyrazu. Odzyskanie niepodległości i  związane z  tym oczywiste emocje oraz ambicje skłaniały ku opracowaniu własnego, narodowego stylu estetycznego, który łączyłby nowoczesność z tradycjami. Czas ten w  zakresie sztuki architektoniczno-budowlanej często nazywa się stylem „dworkowym” lub „swojskim”, bo też i  właśnie architektura dworków szlacheckich została uznana za  najlepiej oddającą ducha tradycji. Wojtyczko nie byłby oczywiście sobą, gdyby nie odnalazł się i  w  tej nowej estetyce. Już jego pierwsze realizacje z  tamtych lat  – budynki przemysłowo-biurowe firm Hartwig i Polpharma przy ul. Długiej 72 oraz budynek banku i giełdy przy ul. Mikołajskiej  32  – pozwalają zauważyć, że twórca zaczął odchodzić od  dominujących wcześniej w  jego dziełach prądów secesyjnych i historyzujących, stawiając na  eksperymenty formalne z  nowym „narodowym” stylem. Ambitny projekt konkursowy na rozbudowę tymczasowej siedziby Sejmu w Warszawie wprawdzie nie zyskał uznania, ale właśnie na  lata dwudzieste przypada bardzo ważny dla dorobku Wojtyczki moment, jakim było nawiązanie współpracy z  Uniwersytetem Jagiellońskim, na  zlecenie, którego w  1923-1925 zrealizował przebudowę budynku biurowego przy  ul. Władysława Łokietka  1 na  luksusowy dom mieszkalny dla profesorów uczelni. Oczywiste ograniczenia, jakie wynikały z  konieczności dostosowania już częściowo zrealizowanego budynku do  nowej celów nie pozwoliły architektowi na  szerokie rozwinięcie skrzydeł, ale istniejący do  dziś budynek  łączy w  jednym wszystkie charakterystyczne cechy „dworkowego” stylu epoki z  interesującymi rozwiązaniami funkcjonalnymi. Współpraca z  UJ była na  tyle dobrze oceniona przez zleceniodawcę, że Wojtyczko otrzymał zadanie zaprojektowania typowych domów mieszkalnych do  realizacji planowanego wówczas osiedla profesorskiego. Do  jego realizacji wprawdzie nie doszło z uwagi na trudności finansowe, ale Uniwersytet bardzo chętnie zlecał Ludwikowi Wojtyczce kolejne prace, w tym tak prestiżowe jak renowacja pomieszczeń Collegium Maius, czy „szklany pałac” niestety nie zachowanej do  dziś palmiarni w  ogrodzie botanicznym.

Wypada może w  tym momencie wyjaśnić, skąd w  tytule ów  Śląsk, towarzyszący Szkole Krakowskiej. W  1923, czyli w  dwa lata po  formalnym powrocie Górnego  Śląska do  Polski, rozpisano konkurs architektoniczny na  zespół budynków urzędu wojewódzkiego i  Sejmu tej autonomicznej prowincji państwa. Zainteresowanie  środowiska architektonicznego było oczywiście ogromne, z  uwagi na  skalę planowanych budowli (faktycznie, zrealizowany potem zespół był największym kubaturowo budynkiem w całym okresie istnienia II RP), jak i  swoistą szansę przejścia do  historii  – budowle te miały z jednej strony polemizować estetycznie z  dominującą na  Śląsku architekturą „pruską”, a  z  drugiej stać się wizytówką polskiego państwa na  jego kresach. Na  konkurs nadesłano aż 67 prac i było pewnym zaskoczeniem, że jego zwycięzcą został krakowski architekt Kazimierz Wyczyński  – ceniony za  kompetencje i  solidność, ale w  sumie nie mający w  swoim dorobku szczególnie prestiżowych dzieł. Smutna kolej losu sprawiła, że wkrótce po ogłoszeniu wyników konkursu w  1924 Wyczyński zmarł, a  jego dzieło  – zresztą zgodnie z  wolą zmarłego – podjąć musiał jego współpracownik i  przyjaciel Ludwik Wojtyczko. Wywiązał się z tego zadania nienagannie. Trzymając się  ścisłe projektu oryginalnego, nasycił go swoją myślą estetyczną, szczególnie w  zakresie wystroju wnętrz, nawiązującym do  monumentalnej architektury pałaców barokowych, a  zarazem do  współczesnej epoki modernizmu. Realizacja budynków zakończyła się w  1929, a  autorów honorowano specjalną tablicą pamiątkową. W tak oto niezwykły sposób Ludwik Wojtyczko dziś jest często pamiętany właśnie jako twórca gmachu Sejmu  Śląskiego, którego nawet nie był oryginalnym projektantem…

Art déco i funkcjonalizm po krakowsku
    Nadchodziło nowe, a  pierwszym tego symptomem była stopniowa rezygnacja architektów z  „dworkowej” swojskości na  rzecz  święcącego coraz większe triumfy na  świecie stylu modernistycznego. Ludwik Wojtyczko zdążył jeszcze zaprojektować i zrealizować „po dawnemu” kościół w Ciężkowicach pod Jaworznem (1928-1930), co jednak wynikało głównie z estetycznych upodobań inwestora, gdyż sam twórca projektował już wówczas inaczej.

Współpraca z  Uniwersytetem Jagiellońskim, mimo rezygnacji z  budowy osiedli akademickich, układała się na  tyle dobrze, że Wojtyczko w  1924 roku otrzymał zlecenie na  budowę kolejnego domu mieszkalnego dla profesury. Zlokalizowany przy  Placu Inwalidów, czyli w  żywiołowo rozbudowującej się wówczas dzielnicy Krowodrza, stał się ów budynek pierwszym dziełem Wojtyczki, w którym ewidentnie zrywał z  dotychczasowymi tradycjami. Jeszcze elewację zdobią ryzality i wykusze – ale już dach jest płaski, już więcej na fasadzie szkła niż muru i już w środku kursuje winda pasażerska… Szacowny inwestor był zachwycony, a  samo czytanie ówczesnej listy lokatorów  – Estreicher, Godlewski, Maydell, Dąbrowski… – jest niczym fragment podręcznika akademickiej historii miasta. Architekt zdecydowanie poszedł za ciosem i w 1929, przy realizacji kolejnego domu dla profesorów UJ, przy niedalekiej ul. Łobzowskiej postawił na  czysty już niemal funkcjonalizm, gdzie przeszkolony front przypomina raczej amerykańskie drapacze chmur niż stary, mieszczański Kraków. Z  racji nietypowej kolorystyki i  wykończenia elewacji płytkami ceramicznymi, dom był co prawda krytykowany przez wieku krakowian – posuwano się wręcz do niezbyt przystojnych określeń w rodzaju „trupiarni”, czy „krematorium”  – jednak kolejne generacje mieszkańców zgodnie wyrażają się o swoim budynku z entuzjazmem, a to w końcu najważniejsze…

Przełom lat dwudziestych i  trzydziestych był okresem dalszej współpracy Ludwika Wojtyczki z inwestorami ze Śląska, zachęconymi jego renomą zyskaną przy  okazji realizacji najważniejszego budynku województwa. Wprawdzie projekty konkursowe ratusza w Chorzowie (1927) i  Muzeum  Śląskiego (1930) nie odniosły sukcesu, to z  tego etapu twórczości pochodzi najbardziej chyba charakterystyczne dzieło Wojtyczki utrzymane w  stylu modernistycznym, czyli dom mieszkalny Zakładów Azotowych w  Chorzowie. Wojtyczko był też projektantem krakowskiej siedziby Towarzystwa Obrony Kresów Zachodnich, znanej powszechnie jako „Dom  Śląski” przy  ul. Królewskiej w  Krakowie, która jednak wskutek licznych późniejszych przeróbek i  remontów w  znacznej mierze utraciła swoje walory architektoniczne.

Czas biegł nieubłaganie, znaczony także tragediami, jak  śmierć ukochanej żony Olgi, po  której  – oraz po  zamążpójściu obu córek – Wojtyczko skupił się bardziej na  pracy dydaktycznej i  wykonywaniu zleceń budowlanych niż na  twórczości stricte architektonicznej. Zdążył jeszcze opracować projekt renowacji kamienicy przy ul. Sławkowskiej, do  której przeprowadził się z  dawnego rodzinnego mieszkania. Z  1936 roku pochodzi jedna z  jego najciekawszych realizacji, posadowiona na  trudnej, pochyłej działce, willa Śmiechowskiego przy  ul.  Św. Bronisławy  23a, znana bez wątpienia każdemu, kto choć raz w  życiu odbywał spacer na Kopiec Kościuszki. Po  wybuchu wojny, Wojtyczko  – dobrze znany Niemcom ze względu na  swoje zaangażowanie zawodowe w  rozbudowę miast śląskich  – cudem tylko uniknął tragicznego losu po aresztowaniu, niemniej jego biuro Niemcy splądrowali, niszcząc wiele archiwalnych projektów i innych prac. Po 1945 roku architekt przez pewien czas kontynuował jeszcze działalność zawodową i  wykładowczą, jednak pogarszające się zdrowie zmusiło go do  przejścia na emeryturę. Zmarł w  1950 roku i  został pochowany na Cmentarzu Rakowickim.

W krótkim artykule nie sposób przypomnieć wszystkich dzieł jego bohatera – choćby niezliczonych prac konserwatorskich w  zabytkowych kamienicach i  kościołach, projektów wnętrz, nowatorskiego planu regulacji miasta Krakowa z 1910, willi Lewalskiej przy ul. Krupniczej, znanej krakowianom bardziej jako siedziba konsulatu austriackiego. Ludwik Wojtyczko nie był z  pewnością architektem genialnym, ale na  pewno bardzo dobrym i solidnym. Szkoda tylko, że mało kto kojarzy jego osobę z  konkretnymi dziełami, choć i tak jest ważne, że każdy mieszkaniec Krakowa te dzieła zna, widząc je nieraz codziennie i  że są one dla niego oczywistymi, często cenionymi za  estetykę fragmentami krajobrazu miasta. A  to chyba dla każdego architekta powinno być najważniejsze.