tekst: Jolanta Juszczak
fotografie: Leszek Kalandyk
Królestwo Adolfa Szyszko-Bohusza
W całym Krakowie trudno znaleźć drugą taką okolicę, która nierozerwalnie łączy się z jedną osobą. Tą swoistą symbiozą mogą
pochwalić się krakowskie Przegorzały i profesor Adolf Szyszko-Bohusz. Praktycznie wszystkie najważniejsze budowle (fakt —
nie ma ich tu wiele), choć powstałe w różnych okresach, mające
odmienne przeznaczenie i będące dobitnym świadectwem burzliwych losów Polski XX-go wieku, są w mniejszym lub większym
stopniu z tym wybitnym architektem powiązane. Poznajmy zatem fascynującą historię korelacji twórczych idei i autorskich
dzieł z małym, lecz wyjątkowo uroczym fragmentem krakowskiej ziemi.
Wzgórze ulokowane pomiędzy Wisłą a Przegorzalska Przełęczą
można śmiało uznać za jedno z najpiękniejszych miejsc w Krakowie. Intensywnie zalesione, zachwyca swoją przyrodą i wspaniałymi widokami na srebrzystą królową polskich rzek, zabytki i pasma pobliskich gór. Wraz z sąsiadującym Bielańsko-Tynieckim
Parkiem Krajobrazowym i Laskiem Wolskim stanowi atrakcyjny
i najbardziej zielony teren wypoczynkowy i rekreacyjny, w którym ochoczo spędzają czas krakowianie i turyści. I choć znajduje
się całkiem niedaleko od centrum, to do Krakowa Przegorzały,
(pod niemiecką nazwą Wartenberg) zostały przyłączone dopiero 1941 roku. Zresztą do czasu wybuchu II wojny światowej Kraków jako taki zajmował niewielki obszar, dlatego wśród
władz pojawiały się różne ambitne plany jego poszerzenia. Jednym z pierwszych przełomowych pomysłów, jeszcze pod koniec I wojny światowej była decyzja o zakupie od bielańskich
mnichów i oddaniu mieszkańcom do użytkowania zielonych
połaci Lasku Wolskiego. I to pomimo faktu, że właściwie miasto było bankrutem, prawnie należącym do równie zubożałego
cesarstwa, jakim były wtedy Austro-Węgry. Promotorem tego
ambitnego programu był wielki wizjoner, nieoceniony ówczesny
prezydent Miasta Krakowa Juliusz Leo, który wsławił się wieloma strategicznymi decyzjami, a najważniejszą z nich stała się
akcja wykupienia w 1905 roku od Austriaków zamku królewskiego na Wawelu (prace konserwatorskie i plany architektoniczne
rewitalizacji prowadził od 1916 roku Adolf Szyszko-Bohusz).
Zamysły prezydenta Leo dotyczące stworzenia rekreacyjnych terenów dla mieszkańców kontynuowano w okresie międzywojnia, tworząc w tymże Lasku rezerwat, ZOO, kopiec Piłsudskiego
i rozliczne altany oraz kawiarnie, w których odbywały się spotkania z artystami, potańcówki i pikniki na polanach. Z kolei Przegorzały, chociaż nie należały administracyjnie do Krakowa, dzięki
sąsiedztwu Lasku Wolskiego i przyległych bardzo atrakcyjnych
krajobrazowo terenów oraz stosunkowej bliskości Starego Miasta, stały się obiektem upodobań ówczesnej elity. Wzdłuż Wisły
zaczęły pojawiać się nowe, często bardzo ciekawe architektonicznie, modernistyczne wille, a bohema artystyczna chętnie
przyjeżdżała tu wypoczywać, tworzyć i uczestniczyć w nieraz
nieokiełznanych, żywiołowych podmiejskich zabawach.
Szalone projekty międzywojnia
I w tym właśnie miejscu zapragnął też zamieszkać Adolf Szyszko-Bohusz — polski architekt, którego obok takich sław jak
małżeństwo Stanisław i Barbara Brukalscy, Bohdan Pniewski,
Szymon Syrkus, Bohdan Lachert zaliczamy do grona najwybitniejszych przedstawicieli tej sztuki okresu międzywojennego
w Polsce. Związek Adolfa Szyszko-Bohusza z Krakowem można
nazwać małżeństwem z miłości i wyboru, gdyż architekt urodził się w Narwie (dziś na pograniczu Estonii I Rosji). Pochodził
z znaczącej rodziny szlacheckiej herbu Odyniec, której korzenie sięgają bitwy pod Grunwaldem (w Bibliotece Jagiellońskiej
w Krakowie znajduje się przepięknie wykonane drzewo genealogiczne tego rodu). Profesor, który generalnie raczej skromnością nie grzeszył, uwielbiał podkreślać rangę starej kresowej
inteligencji do tego stopnia, że na Wawelu w projektowanej
przez niego krypcie marszałka Józefa Piłsudskiego, na posadzce umieścił jakimś tylko jemu znanym sposobem własny herb
rodzinny! Trzeba jednak przyznać, że faktycznie przedstawiciele tego rodu reprezentowali elitę wojskową i administracyjną Imperium Rosyjskiego. Szyszko-Bohusz gruntownie więc
wykształcony i z rozlicznymi koneksjami w 1909 roku kończy
z wyróżnieniem Akademię w Petersburgu. Pomimo dużych perspektyw opuszcza rozwojowe, jedno z największych w Europie miasto i przenosi się do biednego, małego Krakowa (liczącego
w tym czasie zaledwie 100 tys. mieszkańców). Skąd ten kierunek? Jeszcze w czasie nauki Adolf Szyszko-Bohusz związał się
z Polską Akademią Umiejętności w Krakowie. Młody i bardzo
zdolny student, wyróżniający się też wybitnym talentem plastycznym, został poproszony o sporządzanie dokumentacji
licznych kresowych zabytków, dworków, kościołów, cerkwi
i bożnic. Jego wspaniałe rysunki od razu publikuje Uniwersytet
Jagielloński, dlatego PAN wystosowała zaproszenie do młodego architekta, by przybył do Krakowa i tu rozwijał swój talent. Warto przy okazji wspomnieć, że dla profesora wybór był
oczywisty, gdyż przez całe życie był wielkim patriotą, a praca
dla ojczyzny była dla niego niezwykle istotna. O jej wyzwolenie
walczył też na froncie. W 1914 roku, mimo narodzin jedynej córki, zapisuje się do Legionów i dwa lata spędza czas w okopach
razem z 1., a potem z 3. Brygadą.
Przenosimy się jednak do roku 1926-go. Adolf Szyszko-Bohusz
wykupuje w Przegorzałach 9 ha ziemi i buduje swoją willę będącą najbardziej spektakularnym przykładem międzywojennych
prywatnych inwestycji w regionie. Architekt miał wtedy 43 lata
i choć mógł się już pochwalić ciekawymi projektami oraz pracą
jako wykładowca, konserwator zabytków, a także organizator
pierwszych zajęć z architektury w Krakowie, to czas największych realizacji ma jeszcze przed sobą. Początkowo w zamyśle
architekta ma tutaj powstać nie tylko jego rezydencja, ale cała
kolonia mieszcząca kilkanaście domów inżynierów, architektów,
artystów… oraz hotel dla odwiedzających przyjaciół. Gdyby to
zamierzenie stworzenia inteligencko-artystycznej enklawy udało się spełnić, zapewne dziś Przegorzały byłyby, niczym wzgórze
Mathildenhöhei, znane na całym świecie i być może nawet zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jednak
wybuch wielkiego kryzysu niweczy te marzenia. Z kilkunastu
planowanych willi powstała jeszcze tylko jedna, zaprojektowana przez Szyszko-Bohusza dla Ludwika i Marii Spissów. Jest to
dwupiętrowa budowla z charakterystycznym, smukłym, wielobocznym wykuszem zakończonym wieżyczką oraz bardzo oryginalnym i fantazyjnym rzygaczem z maską smoka.
Całość wieńczy
wysoki, czterospadowy dach z kamiennym kominem. Wartym
pokreślenia jest też fakt, że Szyszko-Bohusz jako architekt przywiązywał ogromna wagę do szczegółów, co widać chociażby
w tym budynku, w którym została opracowana nawet oryginalna
stolarka bramy garażowej! Co ciekawe, dom nadal zamieszkały
przez rodzinę Spissów, nie uległ przekształceniom i zachowując
do dnia dzisiejszego zaprojektowany wystrój.
Wspinając się nieco wyżej znajdziemy już willę samego architekta, z herbową nazwą Odyniec. Historyzująca rezydencja jest przykładem fachowego kunsztu oraz ciekawego, architektonicznego oksymoronu. Metaforą będącą odzwierciedleniem idei,
która ma symbolizować odrodzoną Polskę — wierną 1000-letniej tradycji, ale patrzącą w przyszłość i dbającą o rozwój technologiczny. Zewnętrznie stara forma budynku przypomina średniowieczną basztę, dach namiotowy kryty jest dachówką
mniszką, a dziury w kamiennej elewacji rodem z XII-wiecznych
zamków osadzonych na skale pokazują jak wielkie jest nasze
narodowe dziedzictwo. Z kolei żelbetowa, bardzo nowoczesna
konstrukcja i modernistyczny, widokowy (największy w tym
czasie w Krakowie!) taras, tworzą opowieść o nowej Polsce, odrodzonej, odważnej, egalitarnej i bardzo nowatorskiej. W środku zwraca uwagę dość duża sala gościnno-balowa, zwieńczona
oryginalnym XVI-wiecznym sufitem zupełnie „przypadkiem”
przeniesionym z zamku w Nowym Wiśniczu, którego Szyszko-Bohusz również był konserwatorem. Dziś takie „pożyczenie”
wydaje się nie do pomyślenia, jednak w tamtych czasach bardziej liczyła się fantazja oraz wpływowe towarzystwo, którego
wokół profesora nie brakowało. Cóż, w dwudziestoleciu międzywojennym ludzie naznaczeni traumą I wojny światowej i zrozumieniem ulotności chwili umieli i potrafili się bawić, a pewne
„drobiazgi” w odradzającym się kraju schodziły na dalszy plan.
Wystarczy przypomnieć sobie szalone noce w powstających
jak grzyby po deszczu kabaretach, czy podać przykład barwnej postaci jaką był Wieniawa-Długoszowski i jego słynne „żarty się
skończyły, zaczęły się schody” wypowiadane przy opuszczaniu
nocnych lokali. Szyszko-Bohusz, choć był tytanem pracy, zbytnio
pod tym względem od jemu współczesnych się nie różnił. Zresztą piłsudczycy i towarzysze z legionów znani byli ekstrawertycznych i nieskrępowanych zachowań, a w samym wojsku i wśród
przyjaciół profesora znalazło się wielu artystów, stąd zapewne
większe zrozumienie dla pewnych słabostek. Generał Rydz-Śmigły był absolwentem krakowskiej ASP, generał Sosnkowski studiował architekturę we Lwowie, a bliski przyjaciel, plastyk Adam
Młodzianowski został naczelnikiem policji. Ściany willi Odyniec
widziały więc niejedno, a licznych i znamienitych gości zamiast
zabytkowej powały bardziej interesowały słynne kostiumowe
bale, które niejednokrotnie kończyły się nocnymi harcami w lasach przegorzalskiego wzgórza.
Wojna i nowe porządki
Ten dobry, choć szalony czas zakończył się wraz z wybuchem II wojny światowej, której jakże znaczący ślad możemy
zobaczyć w Przegorzałach. Powstała tu bowiem, również autorstwa Szyszko-Bohusza, najbardziej widowiskowa budowla — poniemiecki zamek umieszczony w bezpośrednim sąsiedztwie willi Odyniec. Zanim go odwiedzimy, warto wyjaśnić co stało za faktem, że hitlerowskie Niemcy, znane raczej z niszczenia Polski
postawili budowlę, która dziś jest jedną z turystycznych atrakcji
Krakowa.
Kraków nie podzielił losu Warszawy. Oczywiście burzono tu
polskie symbole narodowe, jak chociażby pomnik Adama Mickiewicza na Rynku Głównym, czy stosunkowo nowy — ufundowany przez Ignacego Paderewskiego, a postawiony za kadencji wspomnianego już prezydenta Juliusza Leo, pomnik
Władysława Jagiełły, powszechnie nazywany Grunwaldzkim.
Miasto zostało też w większym stopniu niż inne, obwieszone
hitlerowskimi flagami, rugowano i zabijano szczególnie polską inteligencję, z profesorami Uniwersytetu Jagiellońskiego
na czele, rabowano dobra kultury, przemianowywano muzea
na kasyna i knajpy, założono jedyny w świecie ulokowany w centrum obóz pracy wychowawczej dla Polaków, przekształcony
później w koncentracyjny obóz Płaszów. Jednak generalnie
w Krakowie, Niemcy czynili szereg budowlanych inwestycji.
Przyczyną takiego podejścia był fakt, że Kraków został stolicą Generalnego Gubernatorstwa, a w przyszłości planowano,
by stał się równorzędnym dla Berlina ośrodkiem wschodnim
zawiadującym całym nowo pozyskanym terytorium. Dlaczego wybór padł na Kraków? Przyczyn było wiele. Po pierwsze Niemcom zależało, by nie podnosić rangi dotychczasowej stolicy
Polski. Po drugie uważali, że na terenach wcześniej należących
do Zaboru Rosyjskiego jest zbyt dużo ludności z genami mongolskimi, którymi Niemcy pogardzali. To brzmi jak żart, jednak
oni traktowali tę sprawę niezwykle poważnie, prowadząc nawet
na ten temat naukowe badania. Po trzecie — przemawiała za nim
lokalizacja z lepiej rozbudowanymi na wschód poaustriackimi
fortyfikacjami. A po czwarte: swoją architekturą tak ich zachwycił, że uznali go bycia godnym stolicą nowego imperium. Decyzją
samego Hitlera Kraków został mianowany prastarym niemieckim miastem! Oczywiście propaganda, która niestety zawsze
i w każdej sytuacji zahacza o granice absurdu, intensywnie pracowała nad udowodnieniem tego faktu. Na ten użytek drukowano całe rozprawy z rycinami pokazującymi wieżyczki Barbakanu porównując je do niemieckich zamków. Historyczną lokacje
na prawie magdeburskim próbowano tłumaczyć rzekomym
przyjazdem Niemców i budowaniem miasta, zdobyczne w bitwie
pod Grunwaldem chorągwie przeniesiono z Wawelu do Malborka, tak jakby nigdy nie zostały zabrane. i Generalnie cel był jasny:
przekonanie głównie społeczności niemieckiej, że miasto z tak
pięknymi zabytkami stworzyli kiedyś Niemcy, a Polacy po prostu
w pewnym momencie w nieuprawniony sposób w nim zamieszkali! Dbając o nową stolicę niestety chciano znacznie zaingerować w konstrukcję miasta, ale budowane też drogi, stacje kolejowe, bazy lotnicze, przyszłe dzielnice rządowe, do dziś istniejące
mieszkania dla oficerów, remontowano wiele wnętrz, które służyć miały za ekskluzywne restauracje. Wszystkie plany urbanistyczne i infrastrukturalne, projekty architektoniczne i decyzje
administracyjne miały za zadanie zmienić Kraków w nową, wzorcową niemiecką metropolię. Jednym z pierwszych działań, jakie
podjęli hitlerowcy było rozszerzenie jego powierzchni i w ten
sposób, to czego nie zdążyły dokonać przedwojenne polskie
władze, stało się faktem.
Zdając sobie sprawę z możliwego ataku na Polskę, jeszcze
przed samych wybuchem wojny, przewidujący profesor Szyszko-Bohusz zabezpiecza arrasy wraz z kilkoma cennymi eksponatami, przygotowując je do ewakuacji, która ma miejsce 4-go
września 1939 roku. Dzięki temu w latach 60-tych powróciły
one z Kanady w nienaruszonym stanie. Sam jednak nie wyrusza
w podróż, decyduje się na pozostanie i kontynuuje prace konserwatorskie na Wawelu. Od pierwszego dnia zajęcia Krakowa przez
Niemców prowadzi dziennik dokumentujący narzucane niemieckie zmiany w architekturze miasta i raporty opisujące grabieże,
które następnie trafiają do Londynu. W miarę możliwości tak
steruje inwestycjami na zamku królewskim, by nie wyrządzały
one znaczących szkód. Wynosi i ukrywa historyczne chorągwie,
dywany, dekoracje kamienne. Co istotne, prace w już niemieckim biurze konserwatorskim wykonuje w porozumieniu i za zgodą
Polskiego Państwa Podziemnego, co po wojnie dla chętnych ukarania sanacyjnego, ulubionego architekta Piłsudskiego, nie było
— na szczęście tylko chwilowo — oczywiste. Tymczasem na terenie właśnie przyłączonych Przegorzał, willę Odyniec zagarnął zarządzający dystryktem krakowskim Otto von Wachter (niestety
budynek nigdy nie powrócił już w ręce rodziny), któremu marzy
się posiadanie jeszcze wspanialszej rezydencji. Zleca więc opracowanie projektu zamku dwóm niemieckim architektom (Richard
Pfob i Hans Petermaier) wspólnie z Adolfem Szyszko-Bohuszem.
W praktyce niemieccy partnerzy tylko zaopiniowali projekt i złożyli pod nim swoje podpisy, natomiast większość planów realizował Szyszko-Bohusz. Dzieła profesora od zawsze cienione były
za doskonałe wykorzystanie kontekstu miejsca i umiejętność
tzw. myślenia krajobrazem. Tak było i w tym przypadku. Architekt
osadził budynek na naturalnej skale zbocza, wkomponowując
w nie półkolistą ścianę zakończoną od zewnętrznej strony wspaniałym, widokowym tarasem. Stylem miał przypominać saksońskie zamki, ale Szyszko-Bohusz więcej elementów zapożyczył ze
swojego własnego projektu pałacu prezydenckiego w Wiśle (ułożenie na łuku, dyspozycja wejścia, rozdział pawilonu). O ile jednak
tamto przedwojenne dzieło miało w sobie więcej elementów modernistycznych, zamek w Przegorzałach musiał być budynkiem
nawiązującym do koncepcji „wartości ruin” naczelnego architekta Hitlera, Alberta Speera. Zgodnie z tym przekazem Rzesza miała
przetrwać 1000 lat, dlatego wiele budynków musiało wyglądać
jakby były nadszarpnięte zębem czasu, symbolizując tym samym
jej trwałość. Znajdziemy więc w zamku elementy sprawiające
nieco postarzające wrażenie, dach z dużym okapem wystający
poza obręb budynku i niezwykle oryginalny, jedyny w Krakowie,
sposób oprawiania kamienia, nadający ścianie wizerunku historycznego sznytu. Warto też zwrócić uwagę na wyjątkowo staranne wykończenie, które jest wyrazem dbałości Szyszko -Bohusza
o jakość detali. Wbrew powszechnemu przekonaniu o niemieckiej solidności, budowle w czasie II wojny światowej w większości
przypadków nie były zbyt dobrze stawiane, a sama architektura zyskała miano „papierowej” lub „flagowej” jako, że większość
projektów pozostała niezrealizowana i pierwszym elementem
dekoracyjnym niemieckich miast były wszechobecnie rozwieszane czerwone bale materiałów z rozlicznymi swastykami. Trudno
się temu zresztą dziwić, gdyż budowano naprędce, a uwikłanym
w szeroko prowadzone działania wojenne Niemcom brakowało przede wszystkim stali i kamienia. Tego ostatniego budulca
akurat pod Krakowem było dostatecznie dużo, dlatego Adolf
Szyszko-Bohusz, mając — jak się okazuje — słuszną nadzieję, że
zamek będzie służył Polakom po wojnie, osobiście dbał o precyzyjne wykonanie. Zaraz obok zamku zaprojektowany został też
zewnętrzny basen ozdobiony kamiennym łukiem i elementami
zaczerpniętymi z szeroko pojętej architektury starożytnej, które wg Szyszko-Bohusza jako uniwersalny wzór sprawdzały się
w każdym kontekście architektonicznym, a ich wykorzystanie
miało dodać całemu dziełu właściwego splendoru. Sama budowa nie przebiegała jednak tak sprawnie, jak chciałby tego sam jej
zleceniodawca. Przede wszystkim po ataku na Związek Radziecki, Otto von Wachter zostaje przeniesiony do Lwowa. Kończą się
też możliwości finansowe i nie wiadomo co zrobić z inwestycją
w zaawansowanym stopniu. Aby uratować dokończenie budowy zamku, Hans Frank przekazuje go w prezencie Himmlerowi, który zmienia jego przeznaczenie na luksusowe sanatorium dla
esesmanów i pilotów Luftwaffe. Ostatecznie po wkroczeniu Rosjan zamek faktycznie posłużył za szpital, natomiast dziś, będący
własnością UJ zachwyca turystów i amatorów wysublimowanych
doznań, jakimi z pewnością jest dobry posiłek na restauracyjnym
tarasie z widokiem nawet na same Tatry.
Perła na bakier z komuną
Wśród rezerwatu przyrody Skałek Przegórzalskich ukryty
jest jeszcze jeden niezwykły budynek. Powstał on nieco później, a i jego budowa trwała znacznie dłużej, gdyż prawie 18 lat!
Cóż, przenosimy się jednak w czasy komunistyczne, więc nikogo nie zdziwi tempo prowadzonych prac. Rozpoczęty w 1973
roku, a oddany do użytku w 1991 roku kompleks Kolegium Polonijnego im. K. Pułaskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego jawi
się jako interesujący obiekt modnego wówczas brutalizmu.
Wprawdzie Adolf Szyszko-Bohusz już od dawna nie żyje (umarł
w 1948 roku), ale ostatnim jego wielkim dziełem po wojnie
było stworzenie Nowej Szkoły Architektury w Krakowie i przekazanie swojej ogromnej wiedzy młodym adeptom sztuki projektowania. Jednym z nich był Tomasz Mańkowski, który wspólnie
z Dariuszem Kozłowskim stworzył ten interesujący budynek. Tomasz Mańkowski, od swojego nauczyciela oprócz podstaw dobrej
architektury przejął też zainteresowanie właściwościami materiałów i stosowania ich w nowoczesnej sztuce projektowania.
Architekt (pierwotne nazwisko Eibenschütz, pochodził z znanej
żydowskiej rodziny adwokatów z Sosnowca. Wojnę przeżył dzięki wsparciu różnych osób, które pod przybranym nazwiskiem
Mańkowski ukrywały go w całej Polsce. Zaraz po jej zakończeniu,
w wieku 20 lat wstępuje na właśnie utworzony przez Szyszko-
-Bohusza wydział architektury i pod jego skrzydłami rozpoczyna swoją zawodową przygodę. Szybko zyskuje opinię niezwykle
uzdolnionego i razem z takimi postaciami, jak późniejsi profesorowie Zin i Cęckiewicz, zaliczany jest do grona najważniejszych
postaci krakowskiej architektury. Mańkowski — podobnie zresztą jak jego mentor Szyszko-Bohusz, jest też niezwykle otwarty
na nowe kierunki i prądy pojawiające się w sztuce budowania.
Akurat życie stwarza mu niezwykłą możliwość, by móc je głębiej poznawać. W latach 60-tych na krakowskiej uczelni wydarzyła się niespotykana w tamtych czasach sytuacja. Aż trzech
wykładowców (wśród nich jest też Mańkowski) dostaje stypendium i wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych. Na University of
Pensylwania w Filadelfii poznaje Luisa Kahna, wybitną postać
nowoczesnego modernizmu., którego założenia będzie wdrażał
potem w swojej twórczości. W tym czasie w USA prężnie działają też wyrzuceni wcześniej przez Hitlera absolwenci Bauhausu,
zwolennicy modernizmu i wg nazistów przedstawiciele zdegenerowanej awangardy, a Ameryka staje się kolebką myśli wolnościowej i antykomunistycznej, mocno krytykując założenia
budownictwa socrealistycznego. Tomasz Mańkowski, po rocznym pobycie wraca z głową pełną pomysłów, które wdraża w nowoutworzonej i kierowanej przez siebie Katedrze Architektury
Mieszkaniowej, wykorzystującej jako jedna z pierwszych, możliwości prefabrykatów.
Z kolei powstanie przegorzalskiego Kolegium zainicjował profesor Hieronim Kubiak — socjolog, pomysłodawca miasteczka
studenckiego AGH, nieustająco działający na rzecz rozbudowy
zaplecza krakowskich uczelni i rozwoju Krakowa, jako miasta
uniwersyteckiego. Zaprasza on Mańkowskiego do stworzenia
nowej jednostki naukowej, do której mogliby przyjeżdżać z zagranicy studenci i naukowcy o polskich korzeniach i wymieniać swoje poglądy, dyskutować, prowadzić badania… Trzeba
przyznać, że jak na tamte czasy i funkcjonowanie Polski w bloku
państw socjalistycznych, była to bardzo śmiała i otwarta inicjatywa. Prace trwają długo, gdyż kryzys lat 70-tych mocno spowalnia budowę, co nie zmienia faktu, że finalnie powstaje jeden
z ciekawszych budynków tego okresu w Polsce. Architektonicznych analogii do projektu można doszukać się parząc na słynny,
betonowy Klasztor Sainte Marie de La Tourette La Corbusiera
lub college w Chichester, który z kolei zwiedził współautor projektu, uczeń Mańkowskiego — profesor Kozłowski. Zbudowany
z betonu i cegły, wykorzystujący elementy brutalizmu (dosłownie surowy beton), obiekt podkreśla umiejętne łączenie właściwości zastosowanych materiałów z stworzoną konstrukcją
płynnie wkomponowaną w naturalną przestrzeń. Szczególnie
zwracają uwagę specyficzne okna doświetlające łazienki wychodzące poza linię budynku i monumentalne, pionowe, niczym
wieże fragmenty ścian. Oczywiście w momencie rozpoczęcia
prac, projekt wzbudzał wiele kontrowersji, za to dziś dzieło Mańkowskiego uznawane jest za jedno z jego najlepszych osiągnięć
nurtu brutalizmu w polskiej architekturze. Budynek przez wiele
lat służył uczelni za specyficzny kampus, obecnie przeznaczony
jest na działalność hotelową. Jego atrakcyjność w tym względzie
podnosi nie tylko wspaniała lokalizacja wgłębi naturalnego lasu,
ale także fakt, że wnętrza pokoi po remoncie będą nawiązywać
estetycznie do zewnętrznej formy i zostaną urządzone z zachowaniem stylistyki przełomu lat 70-tych i 80-tych.
Warto odwiedzić ten niezwykły zakątek Krakowa. Spacerując
wśród tajemniczych leśnych krajobrazów mieszczących się w sumie na terenie wielkiego miasta i kontemplując dzikość zieleni
niezniszczonej przyrody rezerwatu przegorzalskiego wzgórza,
w czarowny sposób możemy uwolnić myśli i zatopić się w niezwykły świat nietuzinkowej architektury pełnej wyjątkowych
historii, za którymi kryją się różni wybitni twórcy i działacze,
z Adolfem Szyszko-Bohuszem na czele.
Inspiracją do napisania artykułu był spacer edukacyjny
„Przegorzały w cieniu zamku” prowadzony przez dr Michała Wiśniewskiego