Projekty Domów
PRZEGORZAŁY
02.03.2023
PRZEGORZAŁY
tekst: Jolanta Juszczak
fotografie: Leszek Kalandyk

Królestwo Adolfa Szyszko-Bohusza

W całym Krakowie trudno znaleźć drugą taką okolicę, która nierozerwalnie łączy się z jedną osobą. Tą swoistą symbiozą mogą pochwalić się krakowskie Przegorzały i profesor Adolf Szyszko-Bohusz. Praktycznie wszystkie najważniejsze budowle (fakt — nie ma ich tu wiele), choć powstałe w różnych okresach, mające odmienne przeznaczenie i będące dobitnym świadectwem burzliwych losów Polski XX-go wieku, są w mniejszym lub większym stopniu z  tym wybitnym architektem powiązane. Poznajmy zatem fascynującą historię korelacji twórczych idei i  autorskich dzieł z  małym, lecz wyjątkowo uroczym fragmentem krakowskiej ziemi. 


Wzgórze ulokowane pomiędzy Wisłą a Przegorzalska Przełęczą można śmiało uznać za jedno z najpiękniejszych miejsc w Krakowie. Intensywnie zalesione, zachwyca swoją przyrodą i wspaniałymi widokami na srebrzystą królową polskich rzek, zabytki i pasma pobliskich gór. Wraz z  sąsiadującym Bielańsko-Tynieckim Parkiem Krajobrazowym i Laskiem Wolskim stanowi atrakcyjny i najbardziej zielony teren wypoczynkowy i rekreacyjny, w którym ochoczo spędzają czas krakowianie i turyści. I choć znajduje się całkiem niedaleko od  centrum, to do  Krakowa Przegorzały, (pod  niemiecką nazwą Wartenberg) zostały przyłączone dopiero 1941 roku. Zresztą do  czasu wybuchu  II  wojny  światowej Kraków jako taki zajmował niewielki obszar, dlatego wśród władz pojawiały się różne ambitne plany jego poszerzenia. Jednym z  pierwszych przełomowych pomysłów, jeszcze pod  koniec  I  wojny  światowej była decyzja o  zakupie od  bielańskich mnichów i  oddaniu mieszkańcom do  użytkowania zielonych połaci Lasku Wolskiego.  I  to pomimo faktu, że właściwie miasto było bankrutem, prawnie należącym do równie zubożałego cesarstwa, jakim były wtedy Austro-Węgry. Promotorem tego ambitnego programu był wielki wizjoner, nieoceniony ówczesny prezydent Miasta Krakowa Juliusz Leo, który wsławił się wieloma strategicznymi decyzjami, a  najważniejszą z  nich stała się akcja wykupienia w 1905 roku od Austriaków zamku królewskiego na Wawelu (prace konserwatorskie i plany architektoniczne rewitalizacji prowadził od  1916 roku Adolf Szyszko-Bohusz). Zamysły prezydenta Leo dotyczące stworzenia rekreacyjnych terenów dla mieszkańców kontynuowano w okresie międzywojnia, tworząc w tymże Lasku rezerwat, ZOO, kopiec Piłsudskiego i rozliczne altany oraz kawiarnie, w których odbywały się spotkania z artystami, potańcówki i pikniki na polanach. Z kolei Przegorzały, chociaż nie należały administracyjnie do Krakowa, dzięki sąsiedztwu Lasku Wolskiego i przyległych bardzo atrakcyjnych krajobrazowo terenów oraz stosunkowej bliskości Starego Miasta, stały się obiektem upodobań ówczesnej elity. Wzdłuż Wisły zaczęły pojawiać się nowe, często bardzo ciekawe architektonicznie, modernistyczne wille, a  bohema artystyczna chętnie przyjeżdżała tu wypoczywać, tworzyć i  uczestniczyć w  nieraz nieokiełznanych, żywiołowych podmiejskich zabawach.

Szalone projekty międzywojnia

I w tym właśnie miejscu zapragnął też zamieszkać Adolf Szyszko-Bohusz —  polski architekt, którego obok takich sław jak małżeństwo Stanisław i  Barbara Brukalscy, Bohdan Pniewski, Szymon Syrkus, Bohdan Lachert zaliczamy do  grona najwybitniejszych przedstawicieli tej sztuki okresu międzywojennego w Polsce. Związek Adolfa Szyszko-Bohusza z Krakowem można nazwać małżeństwem z  miłości i  wyboru, gdyż architekt urodził się w Narwie (dziś na pograniczu Estonii I Rosji). Pochodził z  znaczącej rodziny szlacheckiej herbu Odyniec, której korzenie sięgają bitwy pod Grunwaldem (w Bibliotece Jagiellońskiej w  Krakowie znajduje się przepięknie wykonane drzewo genealogiczne tego rodu). Profesor, który generalnie raczej skromnością nie grzeszył, uwielbiał podkreślać rangę starej kresowej inteligencji do  tego stopnia, że na  Wawelu w  projektowanej przez niego krypcie marszałka Józefa Piłsudskiego, na posadzce umieścił jakimś tylko jemu znanym sposobem własny herb rodzinny! Trzeba jednak przyznać, że faktycznie przedstawiciele tego rodu reprezentowali elitę wojskową i  administracyjną Imperium Rosyjskiego. Szyszko-Bohusz gruntownie więc wykształcony i  z  rozlicznymi koneksjami w  1909 roku kończy z wyróżnieniem Akademię w Petersburgu. Pomimo dużych perspektyw opuszcza rozwojowe, jedno z największych w Europie miasto i  przenosi się do  biednego, małego Krakowa (liczącego w  tym czasie zaledwie  100 tys. mieszkańców). Skąd ten kierunek? Jeszcze w  czasie nauki Adolf Szyszko-Bohusz związał się z  Polską Akademią Umiejętności w  Krakowie. Młody i  bardzo zdolny student, wyróżniający się też wybitnym talentem plastycznym, został poproszony o  sporządzanie dokumentacji licznych kresowych zabytków, dworków, kościołów, cerkwi i bożnic. Jego wspaniałe rysunki od razu publikuje Uniwersytet Jagielloński, dlatego PAN wystosowała zaproszenie do  młodego architekta, by przybył do  Krakowa i  tu rozwijał swój talent. Warto przy okazji wspomnieć, że dla profesora wybór był oczywisty, gdyż przez całe życie był wielkim patriotą, a  praca dla ojczyzny była dla niego niezwykle istotna. O jej wyzwolenie walczył też na froncie. W 1914 roku, mimo narodzin jedynej córki, zapisuje się do Legionów i  dwa lata spędza czas w okopach razem z 1., a potem z 3. Brygadą.

Przenosimy się jednak do roku 1926-go. Adolf Szyszko-Bohusz wykupuje w Przegorzałach 9 ha ziemi i buduje swoją willę będącą najbardziej spektakularnym przykładem międzywojennych prywatnych inwestycji w regionie. Architekt miał wtedy 43 lata i choć mógł się już pochwalić ciekawymi projektami oraz pracą jako wykładowca, konserwator zabytków, a  także organizator pierwszych zajęć z  architektury w  Krakowie, to czas największych realizacji ma jeszcze przed  sobą. Początkowo w  zamyśle architekta ma tutaj powstać nie tylko jego rezydencja, ale cała kolonia mieszcząca kilkanaście domów inżynierów, architektów, artystów… oraz hotel dla odwiedzających przyjaciół. Gdyby to zamierzenie stworzenia inteligencko-artystycznej enklawy udało się spełnić, zapewne dziś Przegorzały byłyby, niczym wzgórze Mathildenhöhei, znane na  całym  świecie i  być może nawet zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jednak wybuch wielkiego kryzysu niweczy te marzenia. Z  kilkunastu planowanych willi powstała jeszcze tylko jedna, zaprojektowana przez Szyszko-Bohusza dla Ludwika i  Marii Spissów. Jest to dwupiętrowa budowla z  charakterystycznym, smukłym, wielobocznym wykuszem zakończonym wieżyczką oraz bardzo oryginalnym i fantazyjnym rzygaczem z maską smoka.
Całość wieńczy wysoki, czterospadowy dach z  kamiennym kominem. Wartym pokreślenia jest też fakt, że Szyszko-Bohusz jako architekt przywiązywał ogromna wagę do  szczegółów, co widać chociażby w tym budynku, w którym została opracowana nawet oryginalna stolarka bramy garażowej! Co ciekawe, dom nadal zamieszkały przez rodzinę Spissów, nie uległ przekształceniom i zachowując do dnia dzisiejszego zaprojektowany wystrój.


Wspinając się nieco wyżej znajdziemy już willę samego architekta, z herbową nazwą Odyniec. Historyzująca rezydencja jest przykładem fachowego kunsztu oraz ciekawego, architektonicznego oksymoronu. Metaforą będącą odzwierciedleniem idei, która ma symbolizować odrodzoną Polskę  — wierną  1000-letniej tradycji, ale patrzącą w przyszłość i dbającą o rozwój technologiczny. Zewnętrznie stara forma budynku przypomina średniowieczną basztę, dach namiotowy kryty jest dachówką mniszką, a  dziury w  kamiennej elewacji rodem z  XII-wiecznych zamków osadzonych na  skale pokazują jak wielkie jest nasze narodowe dziedzictwo. Z  kolei żelbetowa, bardzo nowoczesna konstrukcja i  modernistyczny, widokowy (największy w  tym czasie w Krakowie!) taras, tworzą opowieść o nowej Polsce, odrodzonej, odważnej, egalitarnej i  bardzo nowatorskiej. W  środku zwraca uwagę dość duża sala gościnno-balowa, zwieńczona oryginalnym  XVI-wiecznym sufitem zupełnie „przypadkiem” przeniesionym z  zamku w  Nowym Wiśniczu, którego Szyszko-Bohusz również był konserwatorem. Dziś takie „pożyczenie” wydaje się nie do  pomyślenia, jednak w  tamtych czasach bardziej liczyła się fantazja oraz wpływowe towarzystwo, którego wokół profesora nie brakowało. Cóż, w  dwudziestoleciu międzywojennym ludzie naznaczeni traumą I wojny światowej i zrozumieniem ulotności chwili umieli i  potrafili się bawić, a  pewne „drobiazgi” w  odradzającym się kraju schodziły na  dalszy plan. Wystarczy przypomnieć sobie szalone noce w  powstających jak grzyby po deszczu kabaretach, czy podać przykład barwnej postaci jaką był Wieniawa-Długoszowski i jego słynne „żarty się skończyły, zaczęły się schody” wypowiadane przy opuszczaniu nocnych lokali. Szyszko-Bohusz, choć był tytanem pracy, zbytnio pod tym względem od jemu współczesnych się nie różnił. Zresztą piłsudczycy i towarzysze z legionów znani byli ekstrawertycznych i  nieskrępowanych zachowań, a  w  samym wojsku i  wśród przyjaciół profesora znalazło się wielu artystów, stąd zapewne większe zrozumienie dla pewnych słabostek. Generał Rydz-Śmigły był absolwentem krakowskiej ASP, generał Sosnkowski studiował architekturę we Lwowie, a bliski przyjaciel, plastyk Adam Młodzianowski został naczelnikiem policji. Ściany willi Odyniec widziały więc niejedno, a  licznych i  znamienitych gości zamiast zabytkowej powały bardziej interesowały słynne kostiumowe bale, które niejednokrotnie kończyły się nocnymi harcami w lasach przegorzalskiego wzgórza.
Wojna i nowe porządki
Ten dobry, choć szalony czas zakończył się wraz z  wybuchem  II  wojny  światowej, której jakże znaczący  ślad możemy zobaczyć w Przegorzałach. Powstała tu bowiem, również autorstwa Szyszko-Bohusza, najbardziej widowiskowa budowla — poniemiecki zamek umieszczony w bezpośrednim sąsiedztwie willi Odyniec. Zanim go odwiedzimy, warto wyjaśnić co stało za faktem, że hitlerowskie Niemcy, znane raczej z  niszczenia Polski postawili budowlę, która dziś jest jedną z turystycznych atrakcji Krakowa.

Kraków nie podzielił losu Warszawy. Oczywiście burzono tu polskie symbole narodowe, jak chociażby pomnik Adama Mickiewicza na  Rynku Głównym, czy stosunkowo nowy  — ufundowany przez Ignacego Paderewskiego, a  postawiony za  kadencji wspomnianego już prezydenta Juliusza Leo, pomnik Władysława Jagiełły, powszechnie nazywany Grunwaldzkim.
Miasto zostało też w  większym stopniu niż inne, obwieszone hitlerowskimi flagami, rugowano i  zabijano szczególnie polską inteligencję, z  profesorami Uniwersytetu Jagiellońskiego na  czele, rabowano dobra kultury, przemianowywano muzea na kasyna i knajpy, założono jedyny w świecie ulokowany w centrum obóz pracy wychowawczej dla Polaków, przekształcony później w  koncentracyjny obóz Płaszów. Jednak generalnie w  Krakowie, Niemcy czynili szereg budowlanych inwestycji. Przyczyną takiego podejścia był fakt, że Kraków został stolicą Generalnego Gubernatorstwa, a  w  przyszłości planowano, by stał się równorzędnym dla Berlina ośrodkiem wschodnim zawiadującym całym nowo pozyskanym terytorium. Dlaczego wybór padł na  Kraków? Przyczyn było wiele. Po  pierwsze Niemcom zależało, by nie podnosić rangi dotychczasowej stolicy Polski. Po  drugie uważali, że na  terenach wcześniej należących do  Zaboru Rosyjskiego jest zbyt dużo ludności z  genami mongolskimi, którymi Niemcy pogardzali. To brzmi jak żart, jednak oni traktowali tę sprawę niezwykle poważnie, prowadząc nawet na ten temat naukowe badania. Po trzecie — przemawiała za nim lokalizacja z  lepiej rozbudowanymi na  wschód poaustriackimi fortyfikacjami. A po czwarte: swoją architekturą tak ich zachwycił, że uznali go bycia godnym stolicą nowego imperium. Decyzją samego Hitlera Kraków został mianowany prastarym niemieckim miastem! Oczywiście propaganda, która niestety zawsze i w każdej sytuacji zahacza o granice absurdu, intensywnie pracowała nad udowodnieniem tego faktu. Na ten użytek drukowano całe rozprawy z  rycinami pokazującymi wieżyczki Barbakanu porównując je do  niemieckich zamków. Historyczną lokacje na  prawie magdeburskim próbowano tłumaczyć rzekomym przyjazdem Niemców i budowaniem miasta, zdobyczne w bitwie pod Grunwaldem chorągwie przeniesiono z Wawelu do Malborka, tak jakby nigdy nie zostały zabrane. i Generalnie cel był jasny: przekonanie głównie społeczności niemieckiej, że miasto z  tak pięknymi zabytkami stworzyli kiedyś Niemcy, a Polacy po prostu w pewnym momencie w nieuprawniony sposób w nim zamieszkali! Dbając o nową stolicę niestety chciano znacznie zaingerować w konstrukcję miasta, ale budowane też drogi, stacje kolejowe, bazy lotnicze, przyszłe dzielnice rządowe, do dziś istniejące mieszkania dla oficerów, remontowano wiele wnętrz, które służyć miały za ekskluzywne restauracje. Wszystkie plany urbanistyczne i infrastrukturalne, projekty architektoniczne i decyzje administracyjne miały za zadanie zmienić Kraków w nową, wzorcową niemiecką metropolię. Jednym z pierwszych działań, jakie podjęli hitlerowcy było rozszerzenie jego powierzchni i  w  ten sposób, to czego nie zdążyły dokonać przedwojenne polskie władze, stało się faktem. 

Zdając sobie sprawę z  możliwego ataku na  Polskę, jeszcze przed  samych wybuchem wojny, przewidujący profesor Szyszko-Bohusz zabezpiecza arrasy wraz z  kilkoma cennymi eksponatami, przygotowując je do  ewakuacji, która ma miejsce  4-go września  1939 roku. Dzięki temu w  latach  60-tych powróciły one z Kanady w nienaruszonym stanie. Sam jednak nie wyrusza w podróż, decyduje się na pozostanie i kontynuuje prace konserwatorskie na Wawelu. Od pierwszego dnia zajęcia Krakowa przez Niemców prowadzi dziennik dokumentujący narzucane niemieckie zmiany w  architekturze miasta i  raporty opisujące grabieże, które następnie trafiają do  Londynu. W  miarę możliwości tak steruje inwestycjami na  zamku królewskim, by nie wyrządzały one znaczących szkód. Wynosi i ukrywa historyczne chorągwie, dywany, dekoracje kamienne. Co istotne, prace w już niemieckim biurze konserwatorskim wykonuje w  porozumieniu i  za  zgodą Polskiego Państwa Podziemnego, co po wojnie dla chętnych ukarania sanacyjnego, ulubionego architekta Piłsudskiego, nie było —  na szczęście tylko chwilowo — oczywiste. Tymczasem na terenie właśnie przyłączonych Przegorzał, willę Odyniec zagarnął zarządzający dystryktem krakowskim Otto von Wachter (niestety budynek nigdy nie powrócił już w ręce rodziny), któremu marzy się posiadanie jeszcze wspanialszej rezydencji. Zleca więc opracowanie projektu zamku dwóm niemieckim architektom (Richard Pfob i Hans Petermaier) wspólnie z Adolfem Szyszko-Bohuszem. 

W praktyce niemieccy partnerzy tylko zaopiniowali projekt i złożyli pod nim swoje podpisy, natomiast większość planów realizował Szyszko-Bohusz. Dzieła profesora od  zawsze cienione były za  doskonałe wykorzystanie kontekstu miejsca i  umiejętność tzw. myślenia krajobrazem. Tak było i w tym przypadku. Architekt osadził budynek na  naturalnej skale zbocza, wkomponowując w nie półkolistą ścianę zakończoną od zewnętrznej strony wspaniałym, widokowym tarasem. Stylem miał przypominać saksońskie zamki, ale Szyszko-Bohusz więcej elementów zapożyczył ze swojego własnego projektu pałacu prezydenckiego w Wiśle (ułożenie na łuku, dyspozycja wejścia, rozdział pawilonu). O ile jednak tamto przedwojenne dzieło miało w sobie więcej elementów modernistycznych, zamek w  Przegorzałach musiał być budynkiem nawiązującym do koncepcji „wartości ruin” naczelnego architekta  Hitlera, Alberta Speera. Zgodnie z tym przekazem Rzesza miała przetrwać  1000 lat, dlatego wiele budynków musiało wyglądać jakby były nadszarpnięte zębem czasu, symbolizując tym samym jej trwałość. Znajdziemy więc w  zamku elementy sprawiające nieco postarzające wrażenie, dach z  dużym okapem wystający poza obręb budynku i niezwykle oryginalny, jedyny w Krakowie, sposób oprawiania kamienia, nadający  ścianie wizerunku historycznego sznytu. Warto też zwrócić uwagę na wyjątkowo staranne wykończenie, które jest wyrazem dbałości Szyszko -Bohusza o  jakość detali. Wbrew powszechnemu przekonaniu o  niemieckiej solidności, budowle w czasie II wojny światowej w większości przypadków nie były zbyt dobrze stawiane, a  sama architektura zyskała miano „papierowej” lub „flagowej” jako, że większość projektów pozostała niezrealizowana i  pierwszym elementem dekoracyjnym niemieckich miast były wszechobecnie rozwieszane czerwone bale materiałów z rozlicznymi swastykami. Trudno się temu zresztą dziwić, gdyż budowano naprędce, a uwikłanym w  szeroko prowadzone działania wojenne Niemcom brakowało przede wszystkim stali i  kamienia. Tego ostatniego budulca akurat pod  Krakowem było dostatecznie dużo, dlatego Adolf Szyszko-Bohusz, mając — jak się okazuje —  słuszną nadzieję, że zamek będzie służył Polakom po wojnie, osobiście dbał o precyzyjne wykonanie. Zaraz obok zamku zaprojektowany został też zewnętrzny basen ozdobiony kamiennym  łukiem i  elementami zaczerpniętymi z  szeroko pojętej architektury starożytnej, które wg Szyszko-Bohusza jako uniwersalny wzór sprawdzały się w  każdym kontekście architektonicznym, a  ich wykorzystanie miało dodać całemu dziełu właściwego splendoru. Sama budowa nie przebiegała jednak tak sprawnie, jak chciałby tego sam jej zleceniodawca. Przede wszystkim po ataku na Związek Radziecki, Otto von Wachter zostaje przeniesiony do Lwowa. Kończą się też możliwości finansowe i  nie wiadomo co zrobić z  inwestycją w  zaawansowanym stopniu. Aby uratować dokończenie budowy zamku, Hans Frank przekazuje go w  prezencie Himmlerowi, który zmienia jego przeznaczenie na  luksusowe sanatorium dla esesmanów i pilotów Luftwaffe. Ostatecznie po wkroczeniu Rosjan zamek faktycznie posłużył za szpital, natomiast dziś, będący własnością UJ zachwyca turystów i amatorów wysublimowanych doznań, jakimi z pewnością jest dobry posiłek na restauracyjnym tarasie z widokiem nawet na same Tatry.

Perła na bakier z komuną 
Wśród rezerwatu przyrody Skałek Przegórzalskich ukryty jest jeszcze jeden niezwykły budynek. Powstał on nieco później, a i jego budowa trwała znacznie dłużej, gdyż prawie 18 lat! Cóż, przenosimy się jednak w  czasy komunistyczne, więc nikogo nie zdziwi tempo prowadzonych prac. Rozpoczęty w  1973 roku, a  oddany do  użytku w  1991 roku kompleks Kolegium Polonijnego im. K. Pułaskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego jawi się jako interesujący obiekt modnego wówczas brutalizmu. Wprawdzie Adolf Szyszko-Bohusz już od dawna nie żyje (umarł w  1948 roku), ale ostatnim jego wielkim dziełem po  wojnie było stworzenie Nowej Szkoły Architektury w Krakowie i przekazanie swojej ogromnej wiedzy młodym adeptom sztuki projektowania. Jednym z  nich był Tomasz Mańkowski, który wspólnie z Dariuszem Kozłowskim stworzył ten interesujący budynek. Tomasz Mańkowski, od swojego nauczyciela oprócz podstaw dobrej architektury przejął też zainteresowanie właściwościami materiałów i stosowania ich w nowoczesnej sztuce projektowania.

Architekt (pierwotne nazwisko Eibenschütz, pochodził z znanej żydowskiej rodziny adwokatów z Sosnowca. Wojnę przeżył dzięki wsparciu różnych osób, które pod  przybranym nazwiskiem Mańkowski ukrywały go w całej Polsce. Zaraz po jej zakończeniu, w  wieku  20 lat wstępuje na  właśnie utworzony przez Szyszko- -Bohusza wydział architektury i pod jego skrzydłami rozpoczyna swoją zawodową przygodę. Szybko zyskuje opinię niezwykle uzdolnionego i razem z takimi postaciami, jak późniejsi profesorowie Zin i Cęckiewicz, zaliczany jest do grona najważniejszych postaci krakowskiej architektury. Mańkowski — podobnie zresztą jak jego mentor Szyszko-Bohusz, jest też niezwykle otwarty na  nowe kierunki i  prądy pojawiające się w  sztuce budowania. Akurat życie stwarza mu niezwykłą możliwość, by móc je głębiej poznawać. W  latach  60-tych na  krakowskiej uczelni wydarzyła się niespotykana w  tamtych czasach sytuacja. Aż trzech wykładowców (wśród nich jest też Mańkowski) dostaje stypendium i  wyjeżdża do  Stanów Zjednoczonych. Na  University of Pensylwania w  Filadelfii poznaje Luisa Kahna, wybitną postać nowoczesnego modernizmu., którego założenia będzie wdrażał potem w swojej twórczości. W tym czasie w USA prężnie działają też wyrzuceni wcześniej przez Hitlera absolwenci Bauhausu, zwolennicy modernizmu i  wg nazistów przedstawiciele zdegenerowanej awangardy, a  Ameryka staje się kolebką myśli wolnościowej i  antykomunistycznej, mocno krytykując założenia budownictwa socrealistycznego. Tomasz Mańkowski, po  rocznym pobycie wraca z głową pełną pomysłów, które wdraża w nowoutworzonej i kierowanej przez siebie Katedrze Architektury Mieszkaniowej, wykorzystującej jako jedna z pierwszych, możliwości prefabrykatów. 
Z  kolei powstanie przegorzalskiego Kolegium zainicjował profesor Hieronim Kubiak  — socjolog, pomysłodawca miasteczka studenckiego AGH, nieustająco działający na  rzecz rozbudowy zaplecza krakowskich uczelni i  rozwoju Krakowa, jako miasta uniwersyteckiego. Zaprasza on Mańkowskiego do  stworzenia nowej jednostki naukowej, do  której mogliby przyjeżdżać z  zagranicy studenci i  naukowcy o  polskich korzeniach i  wymieniać swoje poglądy, dyskutować, prowadzić badania… Trzeba przyznać, że jak na tamte czasy i funkcjonowanie Polski w bloku państw socjalistycznych, była to bardzo śmiała i otwarta inicjatywa. Prace trwają długo, gdyż kryzys lat  70-tych mocno spowalnia budowę, co nie zmienia faktu, że finalnie powstaje jeden z ciekawszych budynków tego okresu w Polsce. Architektonicznych analogii do projektu można doszukać się parząc na słynny, betonowy Klasztor Sainte Marie de La Tourette La Corbusiera lub college w Chichester, który z kolei zwiedził współautor projektu, uczeń Mańkowskiego — profesor Kozłowski. Zbudowany z betonu i cegły, wykorzystujący elementy brutalizmu (dosłownie surowy beton), obiekt podkreśla umiejętne  łączenie właściwości zastosowanych materiałów z  stworzoną konstrukcją płynnie wkomponowaną w  naturalną przestrzeń. Szczególnie zwracają uwagę specyficzne okna doświetlające  łazienki wychodzące poza linię budynku i monumentalne, pionowe, niczym wieże fragmenty  ścian. Oczywiście w  momencie rozpoczęcia prac, projekt wzbudzał wiele kontrowersji, za to dziś dzieło Mańkowskiego uznawane jest za jedno z jego najlepszych osiągnięć nurtu brutalizmu w polskiej architekturze. Budynek przez wiele lat służył uczelni za specyficzny kampus, obecnie przeznaczony jest na działalność hotelową. Jego atrakcyjność w tym względzie podnosi nie tylko wspaniała lokalizacja wgłębi naturalnego lasu, ale także fakt, że wnętrza pokoi po remoncie będą nawiązywać estetycznie do zewnętrznej formy i zostaną urządzone z zachowaniem stylistyki przełomu lat 70-tych i 80-tych.
Warto odwiedzić ten niezwykły zakątek Krakowa. Spacerując wśród tajemniczych leśnych krajobrazów mieszczących się w sumie na  terenie wielkiego miasta i  kontemplując dzikość zieleni niezniszczonej przyrody rezerwatu przegorzalskiego wzgórza, w  czarowny sposób możemy uwolnić myśli i  zatopić się w  niezwykły  świat nietuzinkowej architektury pełnej wyjątkowych historii, za  którymi kryją się różni wybitni twórcy i  działacze, z Adolfem Szyszko-Bohuszem na czele.

Inspiracją do napisania artykułu był spacer edukacyjny
„Przegorzały w cieniu zamku” prowadzony przez dr Michała Wiśniewskiego